6 września 2015

Rozdział XI - Też się cieszę, że jednak żyję.

A więc witam serdecznie tego wrześniowego wieczora! Cieszę się, że ktoś tu jest. I błagam Was - komentujcie! Choćby zwykłym '' bardzo fajne, podoba mi się, czekam na więcej''. To dla mnie ważne. Bardzo. A teraz nie przedłużając - życzę miłego roku szkolnego oraz zapraszam do czytania. :D
Dedykuję go Cat, Reb, Kondziowi oraz Akali - i tak wiem, że conajmniej 3 osoby z tego dedyku tego nie przeczytają.

_________________________________________________________________________


            Ze znudzeniem słuchała Morgany, która mówiła jej o konieczności utrzymywania dobrych kontaktów dyplomatycznych z innymi planetami. Ją to całkowicie nie interesowało, ale robiła dobrą minę do złej gry. Nic lepszego nie mogła zrobić. Musiała udawać zainteresowaną tematem, mimo, że wszystko w niej krzyczało, aby poszukać Delii i czarownika.
            Nie mogła uwierzyć w to, że Morgana oskarżyła Delię o zdradę, wtrącając do lochu z Ogronem. O ile wtrącenie go mogła zrozumieć, tak niewinnej wróżki za cholerę nie!
            Przecież Delia w takich warunkach może umrzeć przez swoją chorobę. Morgana doskonale wie, co się dzieje z nią a i tak to zrobiła. A podobno to ja mam zatrute serce przez złe towarzystwo — pomyślała gorzko czarodziejka, stukając paznokciami o kant tronu. Już nie chciała dłużej bawić się w tą szopkę. Za dwa dni ziemskie czarodziejki mają ją koronować jeszcze raz, bo rzekomo nie uznają władzy osoby, która rządzi mocami wszechświata. Co za bzdura. Chcą udawać, że jeszcze ciągle mają nad nią kontrolę.  Niech myślą, co chcą. Niech robią, co chcą. Ale jeżeli skrzywdzą któreś z nich to zapłacą za to. 
            Gdy jej matka w końcu skończyła mówić, odetchnęła z ulgą.
 — Na dzisiaj to już wszystko. Chcesz wrócić ze mną do domu na obiad?— zapytała czarnowłosa — Nebula też do nas wpada, a Ty powinnaś zacieśniać więzy z wyższymi czarodziejkami.
— Niestety, nie mogę.  Muszę jeszcze poćwiczyć kroki taneczne — skłamała gładko czarodziejka. Ostatnie, na co miała ochotę to tańczenie w samotności do lustra. Ale ta wiedza nie jest potrzebna Morganie.  Ani nikomu innemu.
— Skoro musisz to dobrze, ale nie zaśnij w zamku, dobrze? Nie chciałabym, abyś przed koronacją musiała tam siedzieć — poprosiła, po czym wyszła z Sali, a Roxy rzuciła książkę ‘’ Dyplomatyczne dyskusje’’ na podłogę, po czym podeszła do drzwi, próbując podsłuchać cokolwiek, co mówi Morgana z Nebulą.
— Myślisz, że to dobry pomysł ją tak zostawiać bez nadzoru? Może przecież węszyć — stwierdziła czarodziejka pokoju, a matka różowowłosej pokiwała głową.
— Nie będzie mieć czasu. Tak zawaliłam jej dzień, że ma czas na jedzenie i na toaletę. No i w nocy na spanie, oczywiście. Nie będzie miała jak ich szukać.
— Jesteś pewna? Nie chciałabym, żeby potem się okazało, że ona się z nimi widziała. Znasz Roxy - wtedy nie dałaby tknąć ich palcem, a przecież w dzień koronacji jest ich egzekucja. Więc koniecznym jest trzymanie ją z dala od lochów — oznajmiła, po czym obie przyjaciółki przeszły przez bramę do domu czarodziejki zwierząt.
            Za to księżniczka była wstrząśnięta. Pod jej nosem chcą zabić jej dwie bliskie osoby. Chcą podstępem wymusić na niej posłuszeństwo. Chcą ich zabić… Złamać jej ducha, odebrać duszę… Nie podejrzewała z nich o takie okrucieństwo. Zwłaszcza, że Delia nic nie zrobiła… A Ogron... Każdy ma prawo żyć. Nie ważne, czy jest dobry, czy zły. Za swoje grzechy odpowie po śmierci. A teraz ona nie pozwoli na wymierzanie sprawiedliwości. Musi ich uwolnić.
                                                                       ***
            Nie miał już nawet pojęcia, ile tu siedzieli. Może tydzień, a może i rok? Był poza czasem, poza wszystkim.  Kątem oka spojrzał na brązowowłosą, wzdychając.
            Nie sądziłem, że dobrzy mogą być okrutni — pomyślał, pocierając dłonią swoje czoło. Wstał, podchodząc do Delii i sprawdzając jej temperaturę. Odsunął rękę z jej czoła — było coraz gorzej. Najbardziej dziwne było w tym wszystkim to, że mimo tego wszystkiego ona wciąż się uśmiechała. Nie rozumiał tego, jak ona mogła to robić w tak beznadziejnej sytuacji.
            Ale to jest Delia — tego nie ogarniesz.
 —
Ogron… Opowiedz mi coś — poprosiła szeptem brunetka, ciężko oddychając. Nawrót choroby dawał o sobie znać. Ale widział to, że ona nie da się temu złamać. Że cokolwiek to jest, zmaga się z tym od dawna.
— Coś za coś. Ty potem mi powiesz trochę o sobie, okej? — zapytał, nachylając delikatnie czarkę z wodą. Straż ewidentnie ich nie rozpieszczała. Ale on bez wody i jedzenia sobie poradzi, wymiar Omega go tego nauczył. A człowiek chory jest niemal bezbronny w takich warunkach.
            Prosił o pomoc, mimo tego, jak bardzo raniło to jego dumę i jego złą duszę, prosił czarodziejki o pomoc dla jednej z nich. Odmówiły, jednak potem kopnęły w ich stronę zapleśniały chleb. W tamtym momencie żałował, że nie może używać mocy w celi, inaczej one by przeżywały to, co Delia.
            Nie można powiedzieć o nim,  że on o kogoś się martwi. Chociaż mogło to tak wyglądać. Jednak wiedział, że jeżeli czarodziejka chmur umrze, to Roxy wraz z nią. Może nie dosłownie, ale straci cząstkę siebie, cząstkę swojej duszy.
            Tak jak on by umarł wewnętrznie bez Gantlosa. Są braćmi krwi. Związani razem, kroczący wspólną drogą. Zawsze razem. Jeden bez drugiego jest jak zaginiony kawałek układanki. Gdyby Gantlos umarł, nie podniósłby się po tym. Taki jest skutek więzi demonów, bractwa krwi. Rozmawiali ze sobą telepatycznie, to mu wystarczało, żeby jakoś przeżyć i pomóc Delii. Zabawne, że to Gantlos go o to prosił. Mimo tego, że go ciągle denerwowała swoją infantylnością.
            Uśmiechnął się na samą myśl, kiedy dziewczyna żartowała.  Zawsze wprowadzała promienie słońca w smutną rzeczywistość. Myśl, że mogłaby nie przeżyć tych warunków, nie była dobra. Musieli z tego wyjść. Nie widział innej opcji. Znał ten zamek lepiej nawet od Roxy. Bo w końcu, przebywał w nim, rządził i pomiatał czarodziejkami. Znał każde tajne przejście, każdy zakamarek. Przebadał to miejsce. Czarodziejki miały swoją historię i to niesamowitą. Jednak zapomniały o niej, co skończyło się dla nich zgubą. Oczekiwał wojowniczek Mandei, zastał strachliwe wróżki Morgany.
            Natychmiast zerwał się z ziemi, gdy brunetka zaczęła kaszleć krwią. Szybko otarł jej usta z bordowej cieczy, po czym znów napoił ją wodą. Spojrzał na chleb, zwinięty w drugą chusteczkę. Od kilku dni nic nie jadł. Ostatecznie westchnął, po czym podał go czarodziejce. Nie był dobry, ale aż tak okrutny przecież też nie był. Chociaż wiedział, że kiedyś tego pożałuje to teraz… Nie liczyło się zbyt wiele poza tym, aby ratować niewinne życie, które dla jego bliskich znaczy tak wiele.
                                                           ***

            Szybko przebiegła przez korytarz, uważając, aby nie zbudzić głównej strażniczki. Nie może jej obudzić. Jest zbyt wierna Nebuli, co nie pomaga w niczym. Nie byłaby w stanie jej przekonać lub pokonać, dodatkowo wszczęłaby alarm. Najgorsze będzie to, co się stanie po koronacji. Będą bunty, spiski, może nawet otwarty atak? Nie wiedziała tak na dobrą sprawę, co o niej myślą jej przyszli poddani. A w tym momencie niezbyt ją to obchodziło. Teraz liczyli się Ogron i Delia.
            Odetchnęła z ulgą, widząc jedynie dwie, pomniejsze strażniczki. Mogła śmiało powiedzieć, że nawet nie miały szesnastu lat, a więc nie chodziły do Alfei. Nie znają wyjątkowych zaklęć obronnych i atakujących — jedynie pilnują. Wyszła z cienia, idąc dostojnym krokiem przez zabrudzone krwią, zwłokami szczurów i kurzem korytarze. Z każdą chwilą bała się coraz bardziej o swoich bliskich. Teraz zasady nie były istotne. Bycie księżniczką, przyszłą królową i nadzieją ziemskich czarodziejek nie miało znaczenia. Miała to w dupie i to bardzo głęboko.  Jednak swoje emocje trzymała na wodzy, przynajmniej teraz. Nie może się zdradzić. Musi chwilę pograć.
— Cześć — powiedziała, a gdy skrzyżowano przed nią oszczepy, zachichotała. — Nie macie się czego bać. Neilera mi pozwoliła przejść do więźniów. W końcu, jako przyszła królowa muszę wiedzieć, kogo tu przetrzymuję — powiedziała, jednak dziewczęta pokręciły głowami.
— Nie ma mowy. Nie przepuścimy Cię. Jeszcze nie jesteś królową, nie wejdziesz tu bez zgody głównej strażniczki. — odpowiedziała, nie ruszając się nawet o milimetr.
— Poważnie? Mam po nią iść i budzić, bo Wy się nie chcecie słuchać? — wysyczała Roxy, powoli tracąc nad sobą kontrolę.  Musiała zagrać na zwłokę. Może w końcu się ugną?
— Uważam, że powinniście wpuścić przyszłą królową — usłyszała za sobą głośny, stanowczy głos. — Rozkaz macie wykonać natychmiast i iść z stąd. Będę ją eskortować osobiście — jej ton… Był tak lodowaty, że nie jeden Titanic by się o niego rozbił.
            Czekały cierpliwie, a gdy wróżki zniknęły z pola widzenia, Neilera roześmiała się. Ale to nie był jej śmiech, to był bardziej znajomy śmiech. Czy to…?
— Na serio myślałaś, że to Ci się uda, Roxy? Twoja Purcia musiała kryć Ci plecy. I zamiast tak patrzeć, podziękowałabyś. — oznajmiła, unosząc do góry lewą brew, po czym się przytuliły.
— Co Ty tu robisz?! — zapytała zdziwiona oraz radosna, ocierając łzy wzruszenia.
— Zaproszono mnie na Twoją koronację. Miałyśmy się spotkać na tańcach. Jednak zauważyłam, że poszłaś w przeciwnym kierunku. A że miałam złe przeczucia, to postanowiłam Cię śledzić. Serio, nie zauważyłaś tego? — spytała, przedzierając się przez korytarze.
— Nie. Myślami byłam w celi — odpowiedziała, biorąc pochodnię z ściany i przedzierając się przez ciemności.
— W celi? O czym Ty mówisz?
— Nie wiesz? Delia tam jest. A ona nic nie zrobiła. No i Ogron… Ja… Boję się o nich. One chcą ich zabić. Nie mogę na to pozwolić.
— Ogron? Aaaa, wiem który. Ten, co był na ślubie Flory i razem tańczyliście?
— Tak, ten. Nie ważne. Dziękuję Puru, ratujesz mi skórę.
— Nie ma za co. Idź, ja będę chronić Ci tyły — po czym obróciła swoją włócznię, czekając na osoby, które mogłyby się tu pojawić.
            Za to przyszła królowa puściła się biegiem. Chciała jak najszybciej znaleźć swoich przyjaciół.
—Delia! Ogron! Słyszycie mnie?! — krzyczała z całej siły, nie zatrzymując się. Nie miała czasu. Miała za to nadzieję, że nie są w jakiś specjalnych komnatach. Jednak po chwili usłyszała, jak ktoś wali w szybę i krzyczy. Natychmiast tam się skierowała, odwracając się co chwila. Bała się, że Puru może ich nie powstrzymać. W końcu stanęła przed celą, nie ukrywając łez.
             Święty Boże… Co one im zrobiły?
— Ja… Ogron… Jak dobrze Cię widzieć! — krzyknęła, cała roztrzęsiona. Klęknęła przy kracie, patrząc w jego oczy. Tak cholernie się bała. — A co z Delią?! Gdzie ona jest?!
— Ona nie czuje się najlepiej, Roxy. Strażniczki traktują nas jak na psy, a ona chyba na coś choruje, bo znosi te warunki gorzej niż normalni ludzie.
— Odsuń się. Wysadzę to wszystko! — wstała z zaciętą miną na twarzy. Jednak równie szybko upadła, gdy Ogron chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w dół.
— Nie widzisz, że nasza cela jest równocześnie ścianą nośną?! Rozwalisz to, to rozwalisz cały zamek. Nie rozumiesz tego, mój głupiutki zwierzaczku? — zapytał, uśmiechając się szyderczo. Był już zmęczony odgrywaniem dobrego. Może i nie był demonem, ale do anioła nie pozwoli się zaliczyć.
—Ale ja chcę dobrze!
— Wiem, że chcesz dobrze Roxy. Ale jesteś zbyt impulsywna. To Cię kiedyś może zgubić. Panuj nad sobą, kobieto! — wypowiedział te zdanie przez zęby, zaciskając swoją dłoń jeszcze mocniej na jej nadgarstku.
— Taaaak, panuj nad sobą, taaaak?! Jak ja tu biegnę, narażając się tylko po to, aby Was uratować od śmierci! Jak ja mam w takim momencie nad sobą panować, podczas gdy myślę o tym, jak zamordować Nebulę?!
— Po prostu się uspokój, bo nerwami nie pomagasz. Masz szczęście, że Delia teraz śpi. Jest wykończona.  Oddychaj, uspokój się. Na spokojnie sobie wszystko obmyślimy. Na początek — jak tu dotarłaś, nie alarmując straży?
— Mam być szczera? To fart. W ostateczności wyratowała mnie moja przyjaciółka, Puru. Dzięki niej tutaj dotarłam — powiedziała, wolną ręką dotykając jego policzka — Przepraszam… Tak cholernie Cię przepraszam za to, że Cię w to wplątałam… Nie mówiąc już o Delii… Muszę Was z stąd zabrać… Muszę. Inaczej nigdy sobie nie wybaczę — wyszeptała, gładząc delikatnie jego szyję.
— Mogę wnioskować, że nie znasz tego zamku tak, jak ja. Mam plan, który zakłada uwolnienie Delii. Jest dość ryzykowny, ale jej stan zdrowia nie pozwala mi czekać.
— A co z Tobą? — spytała, przegryzając wargę.
— O mnie się nie martw. Ja dam sobie radę. Ważne, żeby ją ocalić. Bo ona sobie rady nie da. Ja się nauczyłem przetrwania w Wymiarze Omega, więc przeżyję. Widzisz tamtą kulę? Daj jej trochę czystej, dobrej magii a krata się zwolni. Potem zabierzesz z stąd Delię tajemnym przejściem, tam będzie czekać Gantlos. A potem… Cóż, możesz do mnie wrócić, albo mnie zostawić — stwierdził kwaśno czarownik, w końcu puszczając jej rękę. Był zaskoczony, że ta była niemal sina.
— Przecież wrócę, Ogi, choćbym miała to zrobić po trupach. Przyniosę Ci coś do jedzenia, do picia… Wytrzymaj, proszę… — wyszeptała, a mimowolnie po jej policzkach spłynęły łzy. Nie wiedziała, jak można tak traktować innych ludzi.  Natychmiast podeszła do tej kuli i dała jej lekkie, małe zaklęcie. Od razu krata się podniosła. Gdy się wróciła, czerwonowłosy już miał na rękach niebieskooką.
            Księżniczce szybciej zabiło serce, widząc, jak w fatalnym stanie jest jej przyjaciółka. Zapadnięte policzki, szybki, nierówny oddech, sine usta… Ewidentnie nie była odpowiednio nawodniona. Chociaż nie wątpiła w to, że Ogron dawał jej tyle, ile mógł, a nawet więcej. Nigdy mu tego nie zapomni, będzie mu dłużna do końca życia za Delię. Za jej bratnią duszę, za jej siostrę, której nigdy nie miała.
                                                           ***
            Niepewnie kroczyła przez jaskinię, co chwila sprawdzając stan czarodziejki chmur. Z każdą chwilą było coraz gorzej. Do Roxy zaczęła przychodzić myśl, że ona może tego nie przeżyć.
            Nie! Ona nie umrze. Nie dam jej tego zrobić! Nie umrze, na pewno nie umrze. Przeżyje to wszystko, potem będzie jedynie długo i szczęśliwie!
            W końcu przy wejściu zobaczyła czarowników z Gantlosem na czele. Nigdy nie cieszyła się na ich widok jak teraz. Po raz kolejny tego dnia się popłakała, podchodząc do grupy.
— Ratujcie ją, błagam… — poprosiła, patrząc na blondyna. Wiedziała, jak desperacko musiała wyglądać. Cała w kurzu, pajęczynach i suknia brudna od krwi znajdującej się w lochach oraz tej, którą Delia z siebie wypluwała, z każdym momentem było tego więcej.
— Zaopiekuję się nią — przyrzekł, biorąc tę małą, kruchą istotę w swoje ramiona. Szybko musnął jej czoło swoimi ustami. Jest rozpalona, niemal do białości. Jeszcze trochę i nie wytrzyma tego. — Wracaj już. On dla Ciebie się wyrzekł nawet wolności, więc wracaj i Ty ratuj go tak, jak ja ratuję Delię. Gdyby nie to, że ona jest dla Ciebie ważna i dla mnie… Nie ważne, tak czy tak, uciekłby, gdyby nie Ty. Zmieniasz go, czarodziejko zwierząt. — powiedział, po czym wszyscy przeteleportowali się do jaskini Sybilli, a ona wciąż stała zaskoczona w tym samym miejscu, pozwalając na to, aby wiatr rozwiewał jej włosy, zabierając ze sobą wszystkie jej łzy.
                                                           ***
            Przeciągnęła się lekko, nie będąc wcale radosną. Cała noc spędzona z Ogronem nie dawała za dużo godzin do spania. Ale nie żałowała. On się zmienił dla niej. Wiedziała, że to naiwne, ale dopiero tamtego wieczoru to zauważyła, przyjmując to w pełni. Nawet nie chciał jeść ani pić. Chciał jedynie poczuć ją, zanim bajka się skończy.
            Dzisiaj powinna się cieszyć — zostanie w końcu królową ziemskich czarodziejek. Ale myśl o tym, że Delia walczy o życie a czarownik jest szykowany na śmierć. Chociaż on tak zapewniał, że tak łatwo go nie zabiją, nie wierzyła w to.  W tym wypadku nie wierzyła w ani jedno jego słowo. Ale po raz ostatni musiała robić dobrą minę do złej gry. Gdy już ją koronują, nie będzie żadnej sztuczności ani zawiści. Będzie tylko wszechobecne ciepło i radość.
— Księżniczko, pośpiesz się! My mamy wyliczony czas na wszystko! — krzyknęła służąca, a Roxy przewróciła oczami. Akurat dzisiaj nie chciała nikogo widzieć, nic nie robić, tylko go uratować i uciec jak najdalej, zgarniając Delię po drodze. Z niechęcią wstała, idąc się umyć. Gdy tylko wyszła z toalety, na łóżku zobaczyła Bloom. Bez namysłu się zamachnęła szczotką i rzuciła w liderkę Winx. Niestety, ta ją złapała i obróciła w pył.
— Roxy, mogłabyś chociaż udawać, że mnie lubisz — powiedziała rudowłosa, a jej głos był wypełniony gorzką ironią.
— Nie jestem Tobą, księżniczko Domino. Ja się nie bawię w udawanie — wysyczała, podchodząc do manekina, na którym wisiała jej suknia. Piękna, bez ramiączek, z śliczną, wysadzaną najszczerszym srebrem górą i ciemnozieloną, puszczoną bajecznie w dół spódnicą. Na ramionach miała delikatną, lekko jaśniejszą od spódnicy chustę na ramiona, która wyglądałaby na niej bajecznie. Niestety, błogą ciszę znów przerwał jej gość.
— Widzę, że się w to nie bawisz. A czasem warto — podeszła do niej, kładąc jej rękę na ramieniu. — Zrozum, że robimy to dla Ciebie. Nie możesz z nim być, Roxy. On Cię zniszczy, nie oglądając się nawet za Twoimi spalonymi zwłokami. My tylko chcemy ustrzec Cię przed złem… Czy to źle? — zapytała, jednak nie zdążyła się odezwać, gdy ręka Roxy boleśnie wylądowała na jej policzku, zostawiając po sobie ogromny, czerwony ślad dłoni.
— Teraz mnie posłuchasz i to uważnie. To jest MOJE życie, nie WASZE.  Nie wiem, czy masz już tę świadomość,  ale już nie jestem tym dzieckiem, które ratowałaś przed wciągnięciem do Czarnego Kręgu. Nie jestem już tą Roxy, która sobie bez Winx nie poradzi. Jestem już dorosłą kobietą, Bloom — stwierdziła, nie pozwalając na to, aby czarodziejka smoczego płomienia się odezwała — Widzę tyle rzeczy, o których się Tobie nawet nie śni! Ty żyjesz sławą, przygodą. Nie myślisz o rodzinie. Czasem pakujesz się w najbardziej śmiercionośne misje tylko po to, aby Cię zapamiętano. To jest Twoją słabością. W Gardenii byłaś sama ze sobą, więc nadrabiasz lata w Magix. A Ogron… Myślisz, że nie wiem, jaki był? Myślisz, że nie pamiętam tego, co mi zrobił? Pamiętam. Nawet Ty sama mnie tego nauczyłaś. Trzeba wybaczać. Ja mu wybaczam, próbuję i idzie to dobrze.  Może nawet będziemy razem… Nie wiem. Ale wiem jedno — nie masz prawa się wtrącać. To moje życie, moje błędy. Wy tego wszystkiego za mnie nie przeżyjecie. Nie umrzecie za mnie. A Ty już nie będziesz tą, która jest dla mnie ważna. Nigdy. Ach, no i nie masz też na co liczyć w kwestii Naturelinxu. A teraz radziłabym Ci się z stąd wynieść. I to natychmiast — rozkazała, zimnym, niemal bezdusznym tonem, nawet na nią nie patrząc.
            Widziała odbicie koleżanki w oknie. Wyrażało złość z przegranej. Jednak to nie zmieniło nic w sercu Roxy. Teraz chciała jedynie spokoju.
                                                           ***
            Westchnęła cicho, biorąc różdżkę i berło w dłoń. Zaraz to się skończy, a egzekucja Ogrona ma być za trzydzieści minut. Jej serce biło jak szalone. Każda sekunda zbliżała go do śmierci, a ona tu bezczynnie stała, czekając, aż ta szopka się skończy. Musiała to wytrzymać, nie było innej opcji. Chociaż, w sumie była jedna opcja, jednak Puru stwierdziła, że niszczyć oraz spalić nie jest zbyt dobrym pomysłem.
— Księżniczko Roxy… Po wypowiedzeniu przysięgi staniesz się pełnoprawną królową ziemskich czarodziejek. Jeżeli chcesz się wycofać, jeszcze teraz możesz to zrobić. Potem już nie będzie odwrotu  — głos Sybilli niósł się echem po Sali Tronowej, mimo, że ta była zapełniona ludźmi. Wszystkie ważne osobistości z każdego, ważnego, magicznego królestwa się tu zjawiły. Oraz jej znajomi, przyjaciele, wyższe czarodziejki i ich służba,  a także szychy dyplomatyczne, których nie widziała wcześniej na oczy. Wzięła głęboki wdech, występując przed Morganę i  wyższą czarodziejkę sprawiedliwości. Uniosła głowę, prostując się. Jej postawa wyrażała nadzwyczajną dumę.
— Nie zamierzam się wycofywać — powiedziała pewnie, po czym uklękła.
— Czarodziejko zwierząt… Czy przysięgasz trzymać się pierwotnego kodeksu czarodziejek, nie zmieniając go na własne potrzeby?
— Przysięgam.
— Czy przysięgasz dbać o swych poddanych bardziej, niż o siebie samą? Pomagać im, być obok, ratować tak, jak tylko możesz?
— Przysięgam.
— Czy przysięgasz być dobrą, sprawiedliwą i rozważną głową naszego królestwa?
— Przysięgam — powiedziała, a po chwili poczuła, jak na jej głowie ląduje piękna korona z fioletowym diamentem. Takim, jak jej oczy.
— Tak więc złóżmy pokłony naszej nowej królowie, Roxy! — wykrzyczała rudowłosa, po czym uklękła, a za nią każda osoba w tym pomieszczeniu.  Usłyszała głośne odgłosy zwierząt. Widocznie świętowały wraz z nią. Gdy w końcu każdy wstał, rozpętała się burza braw, które z radością przyjęła.
— Jaki jest Twój pierwszy rozkaz? — spytała czarnowłosa z uprzejmym uśmiechem. Odwzajemniła uśmiech matki.
— Moim pierwszy rozkazem jest przerwanie trwającej egzekucji na Ogronie, przywódcy czarowników z Czarnego Kręgu i zaprowadzenie go do mojego pokoju. Dodatkowo żądam, aby on miał jak najlepszą opiekę medyczną. Zarządzam także na dzień dzisiejszy otwarcie bram pałacu! — powiedziała z radością, jednak widziała, że Bloom miała ochotę co najmniej spalić całe to miejsce ze wściekłości. Również jej matka nie wyglądała teraz na zadowoloną. Ale oczywiście, rozliczy się z nią po zabawie. — A teraz moi drodzy, bawcie się!
                                                                       ***               

            Biegła w stronę swojego pokoju, niczym sprinterka na zawodach decydujących o jej karierze. Cały dzień zniosła gorzkie żale Bloom i Morgany, że teraz jedyne, czego chciała to go zobaczyć, a wraz z nim dowiedzieć się, jak czuje się Delia.
            Pokonała ostatnie stopnie, po czym podbiegła do drzwi i otworzyła je zamaszyście. Na jej twarz wpłynęło delikatne, złote światło wydobywające się z płomienia palącej się świecy. Od razu go zauważyła — leżał bokiem na łóżku, bez koszulki, twarzą do niej. Uśmiechał się ironicznie do niej, z jego włosów skapywała woda, a po pomieszczeniu roznosił się zapach męskich perfumów.
— Witam, królowo! — zawołał, robiąc głupią minę, z której chciała się śmiać — Chętnie bym Ci się pokłonił, jednak jakoś teraz mi się nie chce…. — wyszeptał, puszczając do niej oczko. Wtedy różowo włosa nie wytrzymała, tylko roześmiała się głośno.  Usiadła na skraju łóżka, nie spuszczając go z oka.
— Cieszę się, że wciąż żyjesz, Ogi.
— Też się cieszę, że jednak jeszcze żyję — powiedział, odgarniając włosy z czoła. Następnie uśmiechnął się chytrze i zaczął ją łaskotać.
— Hahahahahahahhahahahahahahahahahhaa, Ogi, proszę, ppprzestań… Hahahahahahahahhahahaha, błagam… O nie… Hahahahahahahhahaha! — śmiała się, machając nogami. Po chwili piękne, kryształowe buty poleciały w górę, wbijając się obcasem w drzwi. Niedługo potem dołączył do niego drugi but, a ona wciąż się śmiała, próbując powstrzymać łzy i jego samego.  Jednak na próżno.
— Przestań, zrobię wszystko! — powiedziała, chroniąc się rękami przed nową serią łaskotek.
— Wszystko? — zapytał uwodzicielsko, wisząc nad nią z szatańskim uśmiechem.
— Wszystko — odpowiedziała pewnie czarodziejka, przegryzając wargę. Widziała, jak jego usta zbliżają się do jej. Już szykowała się do całowania, gdy usłyszała cichy szept.
— Nigdy więcej nie mów do mnie Ogi, zwierzaczku — po czym roześmiał się, kładąc się obok niej.  — Twoja mina w tym momencie jest niesamowita! Powinnaś siebie zobaczyć! — powiedział, wciąż się śmiejąc.
— To było nie fair, Ogronie! Wykorzystałeś sytu…. — zaprotestowała oburzona, jednak mężczyzna natychmiast uciszył ją pocałunkiem. Szybko się poddała, odwzajemniając pieszczotę.
            Ten pocałunek wyrażał wszystko, co oboje przeżyli w ciągu ostatnich dni. Smutek, strach, desperację, samotność, tęsknotę, potrzebę bliskości i ból. To ostatnie w dużych dawkach. Cały strach o drugą osobę, zapewnienia o miłości… To wszystko mówiły ich usta, muskając siebie wzajemnie. Nie musieli mówić — czuli to od siebie nawzajem. A poza tym, żadne z nich nie chciało przerywać tej pięknej chwili. Jedynie oni, blask świec i księżyca… To była piękna sceneria… Szybko wziął ją w ramiona, sadzając na swoich kolanach. Jego ręce gładziły cudowną krzywiznę jej odkrytych pleców, natomiast jej ręce błądziły niepewnie po jego ramionach. Już miała przenieść swoje pocałunki na jego obojczyk, gdy usłyszała cichy, tak kochany przez nią śmiech i jeszcze jeden, inny, który kojarzyła, lecz dobrze nie znała.  Z niechęcią oderwała się od niego, jednak szybko zrobiła się czerwona z zawstydzenia, po czym zwyczajnie spadła, uderzając czterema, szlachetnymi literami o podłogę.
— Aua!
— Aua? Kto by pomyślał, że tak szybko przejdziecie do etapu całowania i czegoś jeszcze… — powiedziała ze śmiechem brunetka, podchodząc do najlepszej przyjaciółki i pomogła jej wstać.
— Boże, Delia! Jak ja się cieszę, że Cię widzę! — wykrzyknęła fioletowo oka, po czym przytuliła się mocno do niej. — Jak to jest, że wyglądasz jak zdrowa ryba? — zapytała, a ona tajemniczo się uśmiechnęła.
— To zasługa Gantlosa. Ciągle przygotowywał dla mnie tajemniczo trudne wywary lecznicze oraz mnie karmił. A między przerwami rozmawialiśmy. Tyle wystarczyło, abym w ciągu jednego dnia stanęła o własnych siłach. Ale mniejsza — co mam dla Ciebie zrobić, o moja wielka królowo? Może naleśników z serem?
— Nie chcę naleśników. Chcę, abyś została nową, wyższą czarodziejką pokoju — powiedziała z pełną powagą, po czym całe towarzystwo usiadło, rozmawiając aż do późnego rana. 

6 komentarzy:

  1. Wciągający rozdział, bardzo mi się spodobał. Ciekawiło mnie to, co się stanie z Delią i Ogronem, chociaż wiadomo było, że przeżyją, zawsze tak się kończy - szczęśliwie. ^^
    Swoją drogą, za łatwo się to wszystko skończyło. Roxy zostaje królową i uwalnia Ogrona. Trochę ze szybko moim zdaniem, w moim odczuciu wyglądało to tak, jakbyś chciała jak najszybciej pozbyć się tego wątku. Koniec końców nie mam Ci tego za złe, raczej chciałaś dobrze. *pomijając fakt, iż jestem ciekawa, co zrobi Morgana po tej zabawie - tak to ujęłaś, że chcę to wiedzieć w tej chwili*.
    Czekam, aż Gantlos i Delia będą parą. Czuję, że tak będzie, to wisi w powietrzu.
    Uwielbiam, po prostu uwielbiam ten dialog Roxy z Bloom. Kurczę, jest po prostu genialny! Mogłabym go czytać na okrągło. Chyba dlatego tak mi się spodobał, bo nie znoszę Bloom, haha.

    Oczekuję dalszych rozdziałów z niecierpliwością mimo spojlerów, które mi wczoraj dałaś.

    Życzę weny i pozdrawiam,
    Twoja kochana Czatka. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne, podoba mi się, czekam na więcej KROPKA

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie! Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
    Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę, uwielbiam to twoje opowiadanie. Rozdział jest mega wciągający i mimo, że do krótkiego nie należy, to bardzo łatwo się go czyta. Jak pojawia się wątek z Ogroxy to od razu się uśmiecham, haha :3. Cieszę się, że Delia przeżyła, bo jednak szkoda byłoby, gdyby umarła, taka fajna postać musi żyć ^^. Nie wiem co jeszcze dodać, ale ubóstwiam twoje opowiadanie, no i jak najszybciej dodawaj kolejny rozdział~!
    Weny, Noraa ;>.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej, ale mnie to wciągnęło :). Rzadko kiedy chce się mi czytać tak długie opowiadania :D. Nie chciałabym być na miejscu Roxy i czytać te "Dyplomatyczne dyskusje" ;P

    OdpowiedzUsuń