~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To już kolejny rok na wygnaniu… Czas
biegł nieubłaganie, jak na razie bez zmian. Nikt mu nie pomagał. Nie mieli w
sobie tyle chęci zemsty, co on. Wiedział to. Ale musieli powstać, wrócić z tego
nieszczęsnego wymiaru. Winx myślały, że to koniec, że nie żyje. Myliły się.
Mimo tylu lat, gdy tylko wyjdzie na wolność, zniszczy je wszystkie. Każdą jedną
czarodziejkę. Starał się nie dać
szaleństwu, jak Darkar, jak Tritannus, czy Czarownicy. On, Valtor, czekał na
lepszy czas. Musiał być cierpliwy. Czekał i czekał…
***
Dołączyli do nich kolejni… A on
wciąż był twardy w przeciwieństwie do Archeona i Seliny. On osobiście musiał
zabić. Wbił dziewczynie nóż w plecy, przez chwilę patrząc na zaskoczone
spojrzenia pozostałych. Nie czuł żalu, znał się na wiedźmach. Szybko przejął
jej moc, zanim by uleciała, ulepszając osłonę. Ci kretyni z mini wymiaru nie
pomyśleli o odebraniu jej magii. W końcu to była ziemska wiedźma, mająca
typową, ziemską moc. Moc, która wystarczy, by uciec. Z całej siły kopnął trupa
w najsłabszy punkt osłony. Może i był tu drugi, ale był potężniejszy niż
Darkar. Potrafił wykorzystać w pełni moc, którą odebrał umierającej blondynce.
—
Po cholerę ją zabiłeś?! — wykrzyczał wściekły Archeon. Była jego. Jego
zabaweczką, jego podwładną, jego zabaweczką, jego pionkiem. Była jego. Ten
wypindrzony dupek nie miał prawa jej dotknąć. Podszedł do Valtora, by wymierzyć
sprawiedliwość, gdy poczuł, że coś go gwałtownie odpycha. Ta moc…
— Już chyba wiecie po co. —
odpowiedział, otrzepując swój płaszcz z kurzu. Zasiedział się tu. — Chcecie uciec?
Przysięgnijcie mi wierność. W przeciwnym wypadku was zabiję. — wywarczał, chcąc
przemienić się w potężniejszą formę. Już niedługo. Nikt się długo nie zastanawiał. Każdemu po
kolei zostawiał swój znak na szyi. Znak Valtora.
Idę
po Ciebie, Bloom... – pomyślał mściwie, po czym jednym rzutem zaklęcia
rozwalił osłony, tworząc przejście. Wyszedł z resztą, o dziwo nie dziwiąc się
pokłonom całej armii. Wiedzieli kim był, co właśnie zrobił. Wiedzieli, że to
koniec. Nie było żadnego zwycięstwa.
— Czy to nie zabawne, moi drodzy?
Tak silni magowie nie liczyli się z przegraną? — spojrzał na nich władczo, po
czym jeden z nich się odezwał.
— To było nie-zwycięstwo, Valtorze… — uniósł głowę, ukazując
dumnie wytatuowany znak Valtora. Chciał być jego podwładnym, jednak życie
zmusiło go do bycia tu. — Winx i magicznych duchów, nie nasze. Wygra
silniejszy. Czyli Ty.
— Tak, my. Zabijcie ich wszystkich,
idę po Arkadię. — wydał twardy rozkaz, widząc jak każdy z jego sprzymierzeńców
odzyskuje magię. — Potem oddacie mi moc. — rzucił w przestrzeń, słysząc jak
Duman warczy, przemieniony w drapieżnika. Nawet nie musiał przekraczać drzwi,
by obok jego nogi znalazła się zaskoczona głowa „jego wielbiciela”. Nie znosił
kłamców.
***
Z zadowoleniem odnotował pożytek
mocy Arkadii w przemieszczaniu się po każdym jednym wymiarze. A jeszcze większy
po odnalezieniu szkatuły Agadora, gdzie schowano każdą jedną jego moc. I każdy
jeden wymiar widząc go, oddawał magię. Nie kłócił się. Z reguły. Byli przecież
buntownicy, wojownicy walczący o dobro. No właśnie, byli.
— Skoro każdy z nas jest na nogach
po wymiarze zapomnienia, wybierzcie sobie którąś z Winx. Bloom jest moja. —
zastrzegł, znikając w portalu. Miał już
płomień smoka. Wiedział, że poczuła tę moc. Nie wiedziała, czy to on, ale
wiedziała, że jest drugi płomień smoka. Tylko ten jest zabójczy, a nie dobry.
Czas upewnić wszystkie magiczne wymiary o nie-zwycięstwie.
***
Od razu ją rozpoznał. Ciężko było
przegapić te rude włosy. Była czujna, widział to po niej. Kto by nie był po
tym, co jego ludzie zrobili z resztą? Tritannus i Gantlos skutecznie zemścili
się na księżniczce Andros, Anagan zrobił publiczne palenie czarownicy, czy też
czarodziejki natury w Linfei. Ogron osobiście zajął się Musą. Osobiście zadbał,
aby to było jej ostatnie tchnienie. Duman zajął się Tecną. Zmasakrowane ciało najsławniejszej
mieszkanki Zenith widział każdy, kto tylko uruchomił sieć w obrębie Magix oraz
jej rodzimej planety. Na samym końcu Darkar przemienił Stellę w jego królową
ciemności. Zabawna ironia, czyż nie? Karmił się nią, jej mocą. Nie zabił od
razu. To było piękne, zwłaszcza że to on, jej rękoma w tym momencie unicestwiał
Solarię. Przyniosą władzę, niekwestionowaną. To koniec magicznego wymiaru,
jakie one znały.
Szła w jakieś opuszczone fabryki, ciągnęła go w ich stronę. Wiedziała, że przybył po nią. Czuł to w zachwianiu mocy. Czyżby się poddawała? Po chwili dotarł za nią, szykując się na walkę. Widział, jak stała do niego tyłem, promieniując smoczym płomieniem. Słyszał jej przerażony oddech, już w myślach niemal czuł jej błaganie o litość…
Szła w jakieś opuszczone fabryki, ciągnęła go w ich stronę. Wiedziała, że przybył po nią. Czuł to w zachwianiu mocy. Czyżby się poddawała? Po chwili dotarł za nią, szykując się na walkę. Widział, jak stała do niego tyłem, promieniując smoczym płomieniem. Słyszał jej przerażony oddech, już w myślach niemal czuł jej błaganie o litość…
— Kim jesteś? — zapytała, odwracając
głowę tak, że część jej włosów spływała tylko po jednej stronie. Czuł jej
gotowość do rzucenia zaklęcia. Zaśmiał się w duchu. Ostatnia z Winx. Pierwsza,
która go pokonała, będzie jako ostatnia żywa czarodziejka z Winx.
— Już zapomniałaś, moja słodka
Bloom? — zapytał ją, zdejmując swój płaszcz i unosząc głowę wysoko, z dumą i
poczuciem wygranej. Mogła sobie mieć diamentowe moce, mogła mieć silne
zaklęcia. Teraz jej to na nic się zda.
— Valtor?! A-ale my… My
zwyciężyłyśmy z Tobą już dawno. Nie miałeś już płomienia. Nie miałeś niczego.
Umarłeś! — wykrzyczała przerażona, przemieniona w czarodziejską formę. — Chcesz
mojej mocy?! Nie dostaniesz jej! — przyrzekła gorąco, rzucając w niego kulą
ognia. Zgrabnie to ominął, idąc do niej. Był coraz bliżej, cel był tak blisko.
Ostateczne zwycięstwo.
— Zamknij się, Bloom. Wróciłem jako
Twoja zguba! — po czym rzucił w nią najsilniejszym z zaklęć. Zabijało.
Skutecznie. Widział, jak upada. Jak jej oczy zszokowane patrzą na niego.
Umierała.
— Nie wiem jak… Wygrałyśmy z Tobą.
To było zwycięstwo, nasze zwycięstw…. — nie dokończyła, oddając ostatni dech.
Wysunął kły w drapieżnej minie. Zdobył to, co chciał, uzyskał to, co chciał.
— Moja droga Bloom… To było nie-zwycięstwo,
to był oddalony w czasie wyrok. — po czym odebrał jej brutalnie całą moc
smoczego płomienia, podpalając ciało. Oddalił się w kierunku nowego portalu, z
przyjemnością wdychając zapach palonego ciała rudowłosej. To był jej koniec. Tym
razem był pewien, że odniósł prawdziwe zwycięstwo.