Heeeeeej. :D W sumie długo mnie tu nie było i wiem, jak może być Wam przykro, zwłaszcza, że mogliście myśleć o tym, iż te opowiadanie porzuciłam. Nic bardziej mylnego. Po prostu jakoś to tak wyszło. Im więcej daję sobie nacisków, tym mniej się z tego wywiązuję. Co prawda, nie piszę od roku, dwóch tak regularnie, ale może się spodoba. Czekam na Wasze opinie, komentarze... Bo może według Was się wypaliłam... I z tego właśnie powodu rozdział nie leżał kilka dni, oczekując na poprawki. Jest świeży, tak, jak czułam, tak go napisałam zgodnie z moim zarysem fabuły. Nie dręczę dłużej - zapraszam do czytania! No i ten, długie to jest także nie bijcie. XD
_______________________________________________________
Dni mijały coraz szybciej. Co
prawda, po koronacji zwaliła jej się tona obowiązków na głowę, nie mniej jednak
czuła, że z czasem, gdy sobie uporządkuje wszystko, będzie lżej. Przynajmniej z
sprawami nie zahaczającymi o relacje z innymi wyższymi czarodziejkami.
Irytowało ją to, że każdą jej propozycję Nebula od razu negowała, przez co
spotkania dotyczące lepszego życia, rozwoju wyspy, zamiast zajmować godzinę,
może dwie, zajmowały pięć. Do tego dochodziła Morgana. Czuła się strasznie źle,
mianując ją na wyższą czarodziejkę harmonii, gdzie ta kobieta nie miała z tym
nic wspólnego. Owszem, to była jej matka, jednak wciąż widziała w niej wroga za
to, co z Nebulą planowały zrobić. Gdy tylko widziała ciemnowłosą, chciało jej
się wymiotować. Tak, jak obiecała, Delia zostanie czarodziejką pokoju, tak jak
jej to obiecała, ale najpierw Nebula ją przeszkala z tego, czym ma się
dokładnie zajmować. Z początku miała nawet marzenie, by szukać uśpionych mocy,
by przywrócić magię i wróżki na ziemię. Nie mniej, nie miała kogo podstawić do
tego zadania, przynajmniej oficjalnie. Nieoficjalnie byliby dobrzy czarownicy.
I to wcale nie dlatego, że z Ogronem łączy ich coraz więcej. Ich życiem było
tropienie czarodziejek, było to dla nich równie naturalne, co dla niej
przygarnianie każdego biednego zwierzęcia. Na szczęście Diana, Sybilla i Aurora są
zdecydowane, by działać na korzyść czarodziejkom i ludziom, wiec ich zgodę na
działania niezgodne z ranami w sercach skrzywdzonych czarodziejek dostała.
Morgana walczyła o to, by nigdy nie postawili stopy w zamku jako oficjalni
wysłannicy królowej. Wobec tego zawsze stosowała ten sam chwyt, który zamykał
jakąkolwiek dyskusję. Tęskniła za wolnością i żałowała tego, iż dała się
ukoronować jako królowa. Chciała jeszcze trochę pooddychać życiem, młodością, a
już teraz miała wrażenie że wszystko w niej płowieje.
Tęskniła również za imprezami, których od dłuższego czasu nie doświadczyła. Trzeba było spisać królewski protokół, zrobić masę innych rzeczy i odpoczywała dopiero grubo po północy, by następnego dnia o 4 rano być gotową. Nawet nie pojawiła się w domu od dłuższego czasu, dlatego kazała sobie sprowadzić do komnat wszystkie swoje rzeczy z domu oraz wszystkie zwierzęta, tak jak i Artu. Jej wierna psinka, on nie patrzy na nią tak, jak Morgana. On ją kocha, jako swoją panią… Szkoda, że akurat do Sali obrad nie miał wstępu, inaczej gładziłaby jego łeb w uspokajającym geście. Zamyślenie przerwał jej znajomy głos.
Tęskniła również za imprezami, których od dłuższego czasu nie doświadczyła. Trzeba było spisać królewski protokół, zrobić masę innych rzeczy i odpoczywała dopiero grubo po północy, by następnego dnia o 4 rano być gotową. Nawet nie pojawiła się w domu od dłuższego czasu, dlatego kazała sobie sprowadzić do komnat wszystkie swoje rzeczy z domu oraz wszystkie zwierzęta, tak jak i Artu. Jej wierna psinka, on nie patrzy na nią tak, jak Morgana. On ją kocha, jako swoją panią… Szkoda, że akurat do Sali obrad nie miał wstępu, inaczej gładziłaby jego łeb w uspokajającym geście. Zamyślenie przerwał jej znajomy głos.
— Królowo, wszystko w porządku? Od
kilku minut nie reagujesz na nasze propozycje… — powiedziała Aurora, z czcią
nazywając ją Królową. O dziwo, na niej mogła polegać, często wyręczała ją w
obowiązkach, nie mniej wpływy Nebuli sprawiały, że w obecności większości
ważnych czarodziejek spoufalanie się z Roxy było bardzo źle odbierane. Nie
mogła się doczekać nowych porządków, a także nowego prawa, które teraz
zastosuje. Co prawda, było to zbyt ostre rozwiązanie sprawy, niestety nie dano
jej takiego wyboru, by rozwiązać to bez konfliktu.
— Oczywiście, że wszystko w porządku
droga Auroro. Tylko zastanawia mnie, po co wszyscy dajemy propozycje, szykujemy
się na spotkania, jakby nie było, zawieszamy swoje prawdziwe obowiązki po to,
by przez bite pięć godzin wykłócać się na jeden i ten sam temat. Nie nudzi Was
to? Bo mnie niesamowicie. — powiedziała,
przez chwilę bez emocji. Tak w istocie było — Z racji mojego stanowiska,
przysługuje mi prawo do zastosowania prawa Magixu, a konkretnie dział
obejmujący władzę w obrębie światów magicznego wymiaru. Jeżeli są osoby, które
nie zgadzają się ze mną, z moimi metodami, z władzą, bądź po prostu nie
podzielają dobrych działań ku naprawie Ziemii, w tej chwili może wyjść z tej
Sali, jako osoba czysta i wolna. Oczywiście, stanowisko wyższej czarodziejki
oraz osób nadzorujących jakąkolwiek funkcję przepada. Nie chcę mieć wkoło
siebie wrogów i nie dopuszczę do jakiegokolwiek buntu, tak jak zrobiła to
Morgana przez wzgląd na mnie — dodała to władczo oraz ostro. Koniec tego
dobrego. — Nie mniej jednak osoby, które tu zostaną, będą rozliczane ze swoich
działań i wpływów. Jak również i ja. Nowe prawa będą obowiązywać również i
mnie, a będą nawet i bardziej pilnowane, ponieważ my wszystkie jesteśmy
czarodziejkami, siostrami. Musimy się równie sprawiedliwie sądzić, co kochać. W
tej kwestii nie zmienia się nic, uważam że nikt nie będzie pilnował i
egzekwował naszego prawa lepiej, niż Sybilla. Jedyne zastrzeżenia mam do
obecnej czarodziejki pokoju. A może powiem to wprost, Nebulo. Nie szanujesz
mnie, knujesz za moimi plecami. Robisz sobie siatkę wpływów, jawnie kłamiąc na
mój temat mniej wdrążonym w całą historię czarodziejką. Szykujesz bunt, te
działania są nazbyt jawne, zwłaszcza, że twoje czarodziejki coraz większą grupą
stanowczo oddzielają się od pozostałych. Jeżeli chcesz formować nową grupę
czarodziejek zemsty, proszę bardzo, droga wolna. Nie mniej jednak będziesz na
wygnaniu, jak i każda czarodziejka, która ośmieli się za Tobą podążyć, tak,
nawet Ty Morgano — spojrzała smutno na swoją mamę, wiedząc, iż jest skłonna postąpić
w ten sposób. Utraciły kontrolę, zrobią wszystko, by ją odzyskać. — Wasz
magiczny ślad będzie wypychany z naszej planety na każdy możliwy sposób,
zrobimy wszystko, by wytropić osoby które zagrażają planom na poprawę życia. W
skrócie, na Ziemii nie miałybyście nic do pozostania. — dodała, opierając ręce
na wielkim, okrągłym blacie.
— Ty smarkulo śmiesz zmieniać nasze
prawa?! Od pokoleń nimi żyjemy, a Ty chcesz tak po prostu wejść jako królowa,
wszystko pozmieniać i co? Zostawisz to wszystko, gdy stwierdzisz, że to za dużo
roboty, że trzeba wdrążeń, że Ci się nie chce?! Nie dajesz nam wyboru i
wszystkie z nas podstawiasz pod ścianą. A ja wcale nie jestem twoim wrogiem,
jesteśmy siostrami, tak, jak mówiłaś przed chwilą! Poza tym, nie jesteśmy w
strefie magicznego świata, ich zmiany prawne nas nie będą obowiązywać i nie
masz podstaw, by je wprowadzać. Nie mówiąc o tym, że robisz to wszystko, by się
legalnie pieprzyć z Ogronem! — odpowiedziała szybko i gwałtownie
granatowowłosa. Za to w Roxy poszedł zapalnik, sprawiając iż wybucha właśnie
teraz.
— Otóż mylisz się, Nebulo, co do
wszystkiego. Nie bez powodu to ja jestem królową. Załatwiłam wszystko, włącznie
z wejściem w sferę planet Magicznego Wymiaru. Więc mimo wszystko prawo te musi
być zmienione. A co do Ogrona, jak to pięknie ujęłaś, gdybym chciała mogłabym
się z nim… — przewała, nie będąc pewna, czy tak właśnie chce to nazwać. Z
pewnością jej relacja z Ogronem nie polegała na seksie, ponieważ była dziewicą.
Ale niech sobie Nebula myśli co chce. Kto ma wiedzieć, ten wie. — Pieprzyć…
Nawet bez waszej zgody, ponieważ moje prywatne życie powinno Cię gówno
interesować. — dokończyła groźnie, niemalże sycząc z wściekłości. Nienawidziła
czegoś takiego. — A teraz… Wybaczcie za
słownictwo moje drogie, ale Nebula, NIE PIEPRZ CZEGOŚ, W CO NIE WIERZYSZ! —
Wykrzyczała gniewnie, sycząc oraz zaciskając zęby. — Nie udawaj świętej. Skoro
byłaś przez jakiś czas królową, to doskonale wiesz, że nawet, gdybym nie
chciała, nic mi nie umknie, a brak lojalności i szacunku czuję równie dobrze,
co kwietną aurę Diany. Po pierwsze, skoro działasz z czarodziejkami, to
dlaczego chciałaś zabić Delię i Ogrona na egzekucji w tym samym dniu i w
przybliżonej godzinie, co moja koronacja? Poza Tobą o tym wiedziały tylko moja
matka, która usilnie zawalała mi dzień nauką i obowiązkami tak, bym nawet nie
miała czasu się dowiedzieć czegokolwiek więcej, główna nadzorczyni lochów,
Chloe oraz jej dwie najwierniejsze podwładne. Skoro to zemsta za wszystkie
czarodziejki, czemu nie chciałaś każdej z nich poczuć sprawiedliwości? Czemu na
dokumentach skazujących jest podrobiony magiczny podpis Sybilli? I przede
wszystkim, jak chęć zemsty na liderze Czarowników potrafię zrozumieć, tak nie
potrafię zrozumieć wyroku skazującego na Delii, księżniczce Melodii. Jaka
zdrada stanu? — widziała po twarzach innych uczestniczek tej wymiany zdań, że
nie wiedziały o niczym, co planowała Nebula. Zszokowane, zdezorientowane
czarodziejki nie miały pojęcia, do czego faktycznie miało to doprowadzić. — Na
ziemii jej magiczny ślad objawiał się głównie w momencie gdy odwiedzała mnie i
ze mną spędzała cały ten czas. Więc nie mów, że to była sprawiedliwość, wyrok,
cokolwiek. Wymyśliłaś to wbrew prawu, sprawiedliwości, czymkolwiek. Czujesz się
lepsza tylko dlatego, że masz więcej doświadczenia i lat jako doradca królowej.
Myślisz, że stary system jest najlepszy, a zemsta na czarownikach za Twoją butę
da Ci oczyszczenie. Nic bardziej mylnego… Co jak co, ale wszystkie wyższe
czarodziejki doskonale wiedzą, o czym w tym momencie mówię. — zrobiła przez
moment pauzę, by odetchnąć i dać czas wszystkim na przyswojenie tego. — Wyzwałaś
czarowników wbrew rozkazom Morgany, stawiając na szali wolność wszystkich w
imię swojego ego i przegrałaś, co skazało czarodziejki na życie w lochach, jak
psy, w samotności. Spisana historia może kłamać, jaskinia pamięci Diany
natomiast nie. Jesteś odpowiedzialna za to, co przeżywała każda z nich. Ja też
dostałam przez Twoje ego. Straciłam matkę na długie, długie lata! W tej chwili
rozkazuję Ci się poddać, jak i wszystkimi siłami, którymi dysponujesz. Tak samo
i Ty, Morgano. W prywatnym życiu jesteś moją matką, i kocham Cię mocno, nie
mniej jednak nie umniejsza Twojej winy. — Dodała smutno. Mimo wszystko, pękało
jej serce na myśl, co może się z nią stać. Ale przecież, będzie ją odwiedzać,
spędzać z nią czas… Jakikolwiek wyrok by nie dostała. Decyzja zapadła o tym już
w momencie wejścia do tego pomieszczenia. — Dlatego Ty i Nebula nie unikniecie
kary za tak poważne mieszanie w
dokumentach, wyrokach i podrabianiu magicznego podpisu. Zostaniecie za to
odpowiednio osądzone i skazane według mieszaniny nowego i starego prawa. Wasza
sprawa odbędzie się publicznie, dopilnuję tego osobiście, by każda świadoma
ziemska czarodziejka była świadkiem tego. Władza jest sprawowana przez
najwyższą nas, z odpowiednim rodowodem i genami. Czyli mnie. Ale pozostałe
pilary władzy nie są objęte tą zasadą. Każda z Was musi udowodnić, ile chce
zrobić dla naszego królestwa, dla czarodziejek i dla ludzi. Bo to wiara ludzka
jest pilarem naszego istnienia. Zapamiętajcie to. A teraz kończę tą farsę. —
ucięła temat, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać. Tyle informacji muszą
przetrawić na spokojnie, a tu nie ma mowy o czymś takim. Po chwili jednak jej
głos brzmiał tak lodowato, że nawet Aurora by się takim chłodem nie
powstydziła. — Nebulo, oficjalnie odbieram Ci prawo do bycia czarodziejką pokoju,
jak i Tobie Morgano, odbieram prawo do bycia czarodziejką harmonii, jak i
wszystkie wplątane w aferę egzekucyjną czarodziejki. One wiedzą, że jest to o
nich. Dziękuję za wysłuchanie mnie. — dodała dyplomatycznie, po czym wstała z
swojego miejsca i wyszła, kierując się do swoich komnat. Nie wiedziała tylko,
czy gasi bunt, czy jedynie wszystko zaognia, ale nie miała wyjścia. Rażąco
uderzyły w prawo, co uświadomił jej sam Ogron, chociaż ona nie dopuszczała tego
do świadomości.
Konsekwencje każdego z działań mogą być opłakane… I kto jak kto, ale ona najlepiej o tym wiedziała…
***
Konsekwencje każdego z działań mogą być opłakane… I kto jak kto, ale ona najlepiej o tym wiedziała…
***
Dni mijały, a Roxy nie odezwała się
do niej. Po poznaniu prawdy w dzień koronacji chyba powinna przybyć, prawda?
Nie oczekuje odpowiedzi, dlaczego tak długo jej nie było w swoim życiu? Nie
oczekuje przeprosin i wyjaśnień za tą całą aferę? Postanowiła wrócić z postaci czarodziejki
do postaci ludzkiej kobiety. Gdy tylko to zrobiła, przeniosła się magicznym
portalem na ziemię. Czas odwiedzić swoją młodszą siostrę… I zobaczyć, co po tym
wszystkim ona ma jej do powiedzenia. Jak po tak długim czasie zareaguje?
W końcu, wszystko się zmieniło. Ona była tylko najważniejszą czarodziejką w mini świecie, byłą królową czarodziejek ziemskich, była legendarną Mandeą… A jej siostra? Kim jest teraz? Jak bardzo jej ta korona musiała ciążyć? Tak bardzo chciała ją zobaczyć, minęło już tyle lat…
W końcu, wszystko się zmieniło. Ona była tylko najważniejszą czarodziejką w mini świecie, byłą królową czarodziejek ziemskich, była legendarną Mandeą… A jej siostra? Kim jest teraz? Jak bardzo jej ta korona musiała ciążyć? Tak bardzo chciała ją zobaczyć, minęło już tyle lat…
***
Czuł się jak kretyn, wyczekując pod
barierą ochronną zamku ziemskich czarodziejek. Wręcz możnaby to ująć, że czuł
się jak debil, jak pies, ale musiał się upewnić, że nic jej nie jest. Mimo jego
zastrzeżeń, ona zgodziła się na propozycję Roxy, a co za tym idzie, na
niebezpieczeństwo. Chcieli ją tam zabić do cholery. Wciąż ma żal do królowej
czarodziejek o tą sytuację, wiedząc że nie jest winna, ale jak mogła grać
zdrowiem swojej przyjaciółki? Delia mogła umrzeć, a wtedy… Kto wie, co by się
stało? Zabiliby też Ogrona… Chociaż doskonale wiedział, że to inne uczucie niż
strach o brata sprawia, że tak się zachowuje. Inne kobiety bledną przy jej
wiecznym uśmiechu i radości, przy jego chmurce. Co prawda, nie jego, ale być
może niedługo. Niby nie pozwalał się żadnej kobiecie zbliżyć do siebie, ale
tutaj… Nie wiadomo kiedy i był już gotów błagać Ogrona o to, by jej pomógł. Nawet
za cenę swojego honoru. Widząc ją, uśmiechnął się szeroko, widząc, że jest cała
i zdrowa.
— Witam moją ulubioną wyższą
czarodziejkę pokoju — powiedział ze śmiechem, nerwowo poprawiając włosy. Ten
garniak i wszystko inne sprawiały, że wygląda jak pajac. Ale dokładnie to
przeczytał na forach internetowych w tematach jak wyznać kobiecie miłość. A
właśnie dziś miał zamiar to zrobić. Objął ją delikatnie na przywitanie, uważając
by jej nie zgnieść. Gdy opiekował się nią w czasie choroby po ucieczce,
zauważył jak delikatna i krucha może być. Niczym mała chmura… Spojrzał na nią z
czułością, lekko się uśmiechając.
— Cześć Gantlos. — odpowiedziała
miękko Delia, zarzucając mu ręce na szyję. Tak miło było go widzieć po takim
ciężkim dniu. — Żałuj, że nie byłeś w Sali obrad. Roxy wygna pół królestwa
jeżeli się okaże, że byli zamieszani w egzekucję moją i Ogrona. To są bardzo
dobre wiadomości, prawda? I zamierza was zatrudnić do wyszukiwania nieodkrytych
czarodziejek. I w sumie wiem, że Wy jednak bardziej badassy jesteście, ale w
sumie możnaby chyba za to się zabrać, prawda? No i w sumie możemy dzisiaj iść
się pobawić, czy potańczyć. Albo obejrzeć Deadpoola 2, do tego dokupimy popcorn
albo zamówimy pizzę… — mówiła nieprzerwanym ciągiem, aż nie zauważyła zmiany w
nim. Nigdy go takiego nie widziała, przynajmniej nie, kiedy nie trzeba było
tego robić. — Czy Ty właśnie jesteś ubrany w garniak? — zapytała zszokowana,
nawet bardziej, niż mogłoby się jej wydawać. — A podobno mówiłeś, że prędzej
nago na rurze zatańczysz przed Gryffin niż włożysz na siebie coś takiego. No i
krawat chyba masz zbyt mocno związany, daj, poprawię Ci go… — powiedziała
cicho, lekko się uśmiechając oraz zabierając się za poluźnienie krawata. Czemu
on dziś był taki spięty? Czuła to, coś go martwiło. Powinna się tego jak
najszybciej dowiedzieć… Ma dla niego mnóstwo ciepła oraz wdzięczności od
momentu, gdy była „świadkiem” jednej z sytuacji.
‘’
Czuła się tak koszmarnie źle… Gorączka ją dobijała, a objawy przekleństwa
Solarii tylko się nasilały. Ledwie wypijała wodę oraz przyjmowała lekarstwa. Te
podłe czarodziejki, tfu, wiedźmy, zgotowały jej taki los za nic. Gdy już miała
otwierać oczy i wołać Gantlosa, usłyszała jak Anagan wchodzi do pokoju.
Wyczuwała silną, czarną magię… Czyżby to miał być jej koniec? W głębi ducha już
żegnała się z najważniejszymi, gdy usłyszała, jak coś dużego i ciężkiego upada
głucho na ziemię, a chwilę później ktoś ją podniósł z łoża, gładząc delikatnie
jej głowę.
—
Już jestem… Zabiję ich wszystkich, jeżeli tylko spróbują Ci zagrozić, chmurko…
— usłyszała ciepły, miły głos… To był Gantlos. Z jakiegoś powodu totalnie się
rozluźniła, wtulając się ufnie w jego ciepłe ramiona. — Idziemy stąd, zabieram
Cię w lepsze miejsce, Delio. — dodał szybko, po czym kolejna fala przekleństwa
Solarii się objawiła jako utrata przytomności…”
— Znowu za dużo gadasz, wiesz o tym,
prawda? — odpowiedział jej ponuro, jednak w środku cieszył się, że dopadnie je
wszystkie sprawiedliwość. Jeżeli Roxy faktycznie posłuchała Ogrona, te
wszystkie siksy będą mieć poważne kłopoty. A on będzie mógł odwiedzać Delię. No
i wprowadzić plan Anagana. Ogron to jego brat krwi, ale ta czarodziejka robi mu
sieczkę z mózgu… Chociaż on sam coraz częściej łapał się na tym, że dla
czarodziejki chmur pędzi jak wiatr, walczy jak lew i jest uległy jak małe
kocię. — I chyba za mocno poluźniłaś, no
i czemu nie dziwi mnie to, że masz na sobie suknię Roxy? – zaśmiał się jedynie
na to wszystko. Na brązowowłosej wszystko się opinało, w przeciwieństwie do
Roxy, której trochę kształtów brakowało i połowa rzeczy na niej wisiała. Podał
jej swoje ramię. — Trzymaj się mocno — dodał, po czym się teleportowali do
domku nad jakąś wodą, otoczony jakimiś restauracjami, barami oraz innymi tego
typu atrakcjami. Chciał w sumie zrobić na niej wrażenie, czas się wyklarować, z obu stron.
Po
krótkiej chwili doszli w końcu do jednej z małych restauracyjek. Kelner odebrał
od nich okrycia i zaprowadził do stolika, chociaż w jego głowie były tylko dwie
myśli, na zasadzie czy ona go nie odrzuci i że jest urocza, wpatrując się w
małą skarbonkę kota na napiwki.
—
Kupię Ci takiego jak chcesz. — wyczytał z jej ust, gdy tylko chciała
powiedzieć, że taki kot uzupełniłby jej kolekcję porcelanowych zwierzaków. Po
złożeniu zamówienia, widząc jak kelner odchodzi, postanowił zagaić. — Wiesz…
Nie bez powodu Cię tu zaprosiłem… Znaczy, chodzi mi o to, że nie mam żadnych
złych planów, ale mam cel by dzisiaj Cię tu zabrać i się z Tobą zobaczyć…
Mógłbym to robić codziennie, w sensie wiesz, widzieć się z Tobą, chociaż i tak
widzimy się często — o tak, przez niego przemawiał ogromny stres. Każde słowo
było na wagę złota.
Ogarnij się, do cholery,
jesteś facet czy wróżka?!,
nakrzyczał na siebie w myślach.
Weź się do cholery w garść,
co by się nie stało, świat się nie zawali!, dodawał sobie pokrzepiająco w głowie, ale zdawał sobie
sprawę, iż jeżeli ona go odrzuci to będzie koniec.
—
Chcę przez to powiedzieć, że… Że chciałbym z Tobą być, przynajmniej spróbować.
Wtedy, gdy wynosiłem Cię na rękach z tego piekła, zdałem sobie sprawę, jak
bardzo rozpraszasz ciemne chmury w moim życiu… Nie wiem, jak to ująć, by Cię
przekonać, nie oczekuj także, że będę Cię błagał, ale nic na siłę. Jeżeli
odmówisz, zrozumiem i zostaniemy dalej na przyjacielskiej stopie. — dodał uspokajająco, by nie wystraszyła się
jego słów. Nie mniej, było na to chyba za późno, ponieważ jej usta i oczy
układały się w idealne O. Zagryzł zęby i ścisnął pięść, czując bolesny smak
przegranej na ustach. Nie uda się, skoro do tej pory ta gaduła nic nie mówi. I
nagle spoważniała. Nawet nie zauważył, jak kelner im podał zamówione dania i odszedł
na zaplecze.
—
Gantlos… Ja… To bardzo miłe, że coś do mnie czujesz i ja… Ja do Ciebie czuję to
samo… — dodała zawstydzona, spuszczając wzrok. Pękało jej serce, ale musi go o
tym uprzedzić, żeby miał faktyczne prawo wyboru. — Chcę z Tobą być, ale nie mogę… To, co
widziałeś po wyniesieniu mnie z więzienia czarodziejek i tak jest lekkim
objawem… Ja choruję na Przekleństwo Solarii. Ze mną może być gorzej, w złych
warunkach mogę nawet umrzeć, mieć majaki, różne ataki… Nie jestem w stanie zagwarantować Ci wtedy ciepła i
miłości, nawet równie dobrze mogę Cię dźgnąć, a mogę nie być tego świadoma,
potrafię zwariować bez świateł słonecznych, potrafię zwariować, będąc ciągle
smutną, potrafię oszaleć nie mając przy sobie czegoś, lub kogoś, kto mnie
sprowadzi na ziemię. Nie mam najmniejszego prawa Cię na to skazywać, ze względu
na to, co do Ciebie czuję… Poza tym, boję się. Nie Ciebie… Ale jeżeli będziemy
zbyt blisko, stracisz braci. Ogrona może i nie, ale Anagan wtedy nie przyszedł
do mnie z herbatą. Chciał mnie zabić. — powiedziała mu to dość dobitnie,
pokazując że ona wie. Że o tym wszystkim wie. — Nie mam prawa odcinać Cię od rodziny. Nie
mówiąc już o mojej rodzinie, bo oni na pewno się dowiedzą o tym, że my jesteśmy
razem… Nie chciałabym, żebyś doznał obrażeń. To po prostu jest niebezpieczne,
nawet o wiele bardziej niż praca w królestwie ziemskich czarodziejek. —
opowiedziała wszystko cicho. Jakoś straciła nastrój, co pewnie dla niego było
szokiem. Starała się jak najmniej ulegać słabościom. Słabość mogła wywołać
chorobę z lasu, więc często miała uśmiech na twarzy, pozytywnego ducha
rozdającego radość innym, gdy w rzeczywistości jej samej chciało się wyć.
—
Delia ja… Ja nie wiedziałem… Myślałem, że po prostu źle reagujesz na złe
warunki, tak się zdarza. Ale przecież przekleństwo Solarii jest chorobą Solarii
i zwykle przechodzi po miesiącu. Więc nie rozumiem o czym mówisz. Ale cokolwiek
by to nie było, nie przeszkadza mi to. Jeżeli jestem nachalny, to wybacz, ale
spróbujmy. Tak jak przy Tobie czułem się tylko przy… Innej. Popełniłem błędy,
które skutecznie mnie od niej oddzieliły. Teraz czując to samo, nie popełnię
tego błędu. — powiedział, łapiąc ją za ręce.
—
Wiesz Ganiś, nie sądziłam, że z Ciebie taki romantyk. Jak opowiem to Roxy, to
mi nie uwierzy. — uśmiechnęła się szeroko, szczerząc zęby. W sumie, na próbę
jej nie zaszkodzi. Zawsze może się wycofać.
—
Nie myśl sobie zbyt wiele, to tylko dziś. — szybko odpowiedział, zabierając się
za swoje danie. Na porcelanowego kota zasłuży sobie chyba innym razem.
***
— Masz to? — zapytał, nakładając
ciemny kaptur na głowę. Bez tego cały plan może nie wypalić. — Nie próbuj nawet się wymigać.
— Oczywiście, że mam, bracie. Prochy
ojca, krew wroga, cząstkę zakochanej duszy oraz truciznę prastarych wiedźm... To
chyba wszystko, prawda? — dopytał Anagan, tak bardzo niepewny, czy ich knucie
nie zaszkodzi Ogronowi. To było jasne, muszą pozbyć się córki Mandei, a i przez
to jej samej. To był ostatni bastion do zdobycia kontroli nad mini światem, a
co za tym idzie, całym magicznym światem.
— Anagan, nie świruj. Wiesz dobrze o
tym, że ona stoi nam na drodze. Jako córka Mandei… Nie mogę uwierzyć, że po
tylu latach tak gładko przepuściliśmy Morganie kolejne kłamstwo. Żadna z
czarodziejek młodego pokolenia nie pochodzi z łona Morgany. Nie wymiękaj,
jesteś Czarownikiem z Czarnego kręgu, jedynym, oprócz mnie, któremu miłość i wróżki
nie uderzyły do głowy. Gantlos i Ogron jeszcze tego nie wiedzą, ale gdy tylko dowiemy
się kim jest, łatwo przywrócimy ich na właściwy tor, bracie. — dodał
złowieszczo, szykując miedziany kocioł. Czas
na czary…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz