16 września 2018

Miniaturka: Nie-zwycięstwo

Witam witam i o zdrowie pytam! :D Wiem, minęło trochę od ostatniego rozdziału, ale cóż mogę powiedzieć? Na osłodę proszę poczęstować się tą oto miniaturką! Czekam na komentarze, pamiętajcie. Z nimi pracuje się lepiej! :D

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

            To już kolejny rok na wygnaniu… Czas biegł nieubłaganie, jak na razie bez zmian. Nikt mu nie pomagał. Nie mieli w sobie tyle chęci zemsty, co on. Wiedział to. Ale musieli powstać, wrócić z tego nieszczęsnego wymiaru. Winx myślały, że to koniec, że nie żyje. Myliły się. Mimo tylu lat, gdy tylko wyjdzie na wolność, zniszczy je wszystkie. Każdą jedną czarodziejkę.  Starał się nie dać szaleństwu, jak Darkar, jak Tritannus, czy Czarownicy. On, Valtor, czekał na lepszy czas. Musiał być cierpliwy. Czekał i czekał…
***
            Dołączyli do nich kolejni… A on wciąż był twardy w przeciwieństwie do Archeona i Seliny. On osobiście musiał zabić. Wbił dziewczynie nóż w plecy, przez chwilę patrząc na zaskoczone spojrzenia pozostałych. Nie czuł żalu, znał się na wiedźmach. Szybko przejął jej moc, zanim by uleciała, ulepszając osłonę. Ci kretyni z mini wymiaru nie pomyśleli o odebraniu jej magii. W końcu to była ziemska wiedźma, mająca typową, ziemską moc. Moc, która wystarczy, by uciec. Z całej siły kopnął trupa w najsłabszy punkt osłony. Może i był tu drugi, ale był potężniejszy niż Darkar. Potrafił wykorzystać w pełni moc, którą odebrał umierającej blondynce.
            —  Po cholerę ją zabiłeś?! — wykrzyczał wściekły Archeon. Była jego. Jego zabaweczką, jego podwładną, jego zabaweczką, jego pionkiem. Była jego. Ten wypindrzony dupek nie miał prawa jej dotknąć. Podszedł do Valtora, by wymierzyć sprawiedliwość, gdy poczuł, że coś go gwałtownie odpycha. Ta moc…
            — Już chyba wiecie po co. — odpowiedział, otrzepując swój płaszcz z kurzu. Zasiedział się tu. — Chcecie uciec? Przysięgnijcie mi wierność. W przeciwnym wypadku was zabiję. — wywarczał, chcąc przemienić się w potężniejszą formę. Już niedługo.  Nikt się długo nie zastanawiał. Każdemu po kolei zostawiał swój znak na szyi. Znak Valtora.
            Idę po Ciebie, Bloom... – pomyślał mściwie, po czym jednym rzutem zaklęcia rozwalił osłony, tworząc przejście. Wyszedł z resztą, o dziwo nie dziwiąc się pokłonom całej armii. Wiedzieli kim był, co właśnie zrobił. Wiedzieli, że to koniec. Nie było żadnego zwycięstwa.
            — Czy to nie zabawne, moi drodzy? Tak silni magowie nie liczyli się z przegraną? — spojrzał na nich władczo, po czym jeden z nich się odezwał.
            — To było nie-zwycięstwo, Valtorze… — uniósł głowę, ukazując dumnie wytatuowany znak Valtora. Chciał być jego podwładnym, jednak życie zmusiło go do bycia tu. — Winx i magicznych duchów, nie nasze. Wygra silniejszy. Czyli Ty.
            — Tak, my. Zabijcie ich wszystkich, idę po Arkadię. — wydał twardy rozkaz, widząc jak każdy z jego sprzymierzeńców odzyskuje magię. — Potem oddacie mi moc. — rzucił w przestrzeń, słysząc jak Duman warczy, przemieniony w drapieżnika. Nawet nie musiał przekraczać drzwi, by obok jego nogi znalazła się zaskoczona głowa „jego wielbiciela”. Nie znosił kłamców.
***
            Z zadowoleniem odnotował pożytek mocy Arkadii w przemieszczaniu się po każdym jednym wymiarze. A jeszcze większy po odnalezieniu szkatuły Agadora, gdzie schowano każdą jedną jego moc. I każdy jeden wymiar widząc go, oddawał magię. Nie kłócił się. Z reguły. Byli przecież buntownicy, wojownicy walczący o dobro. No właśnie, byli.
            — Skoro każdy z nas jest na nogach po wymiarze zapomnienia, wybierzcie sobie którąś z Winx. Bloom jest moja. — zastrzegł, znikając w portalu.  Miał już płomień smoka. Wiedział, że poczuła tę moc. Nie wiedziała, czy to on, ale wiedziała, że jest drugi płomień smoka. Tylko ten jest zabójczy, a nie dobry. Czas upewnić wszystkie magiczne wymiary o nie-zwycięstwie.
***
            Od razu ją rozpoznał. Ciężko było przegapić te rude włosy. Była czujna, widział to po niej. Kto by nie był po tym, co jego ludzie zrobili z resztą? Tritannus i Gantlos skutecznie zemścili się na księżniczce Andros, Anagan zrobił publiczne palenie czarownicy, czy też czarodziejki natury w Linfei. Ogron osobiście zajął się Musą. Osobiście zadbał, aby to było jej ostatnie tchnienie. Duman zajął się Tecną. Zmasakrowane ciało najsławniejszej mieszkanki Zenith widział każdy, kto tylko uruchomił sieć w obrębie Magix oraz jej rodzimej planety. Na samym końcu Darkar przemienił Stellę w jego królową ciemności. Zabawna ironia, czyż nie? Karmił się nią, jej mocą. Nie zabił od razu. To było piękne, zwłaszcza że to on, jej rękoma w tym momencie unicestwiał Solarię. Przyniosą władzę, niekwestionowaną. To koniec magicznego wymiaru, jakie one znały.
            Szła w jakieś opuszczone fabryki, ciągnęła go w ich stronę. Wiedziała, że przybył po nią. Czuł to w zachwianiu mocy. Czyżby się poddawała? Po chwili dotarł za nią, szykując się na walkę. Widział, jak stała do niego tyłem, promieniując smoczym płomieniem. Słyszał jej przerażony oddech, już w myślach niemal czuł jej błaganie o litość…
            — Kim jesteś? — zapytała, odwracając głowę tak, że część jej włosów spływała tylko po jednej stronie. Czuł jej gotowość do rzucenia zaklęcia. Zaśmiał się w duchu. Ostatnia z Winx. Pierwsza, która go pokonała, będzie jako ostatnia żywa czarodziejka z Winx.
            — Już zapomniałaś, moja słodka Bloom? — zapytał ją, zdejmując swój płaszcz i unosząc głowę wysoko, z dumą i poczuciem wygranej. Mogła sobie mieć diamentowe moce, mogła mieć silne zaklęcia. Teraz jej to na nic się zda.
            — Valtor?! A-ale my… My zwyciężyłyśmy z Tobą już dawno. Nie miałeś już płomienia. Nie miałeś niczego. Umarłeś! — wykrzyczała przerażona, przemieniona w czarodziejską formę. — Chcesz mojej mocy?! Nie dostaniesz jej! — przyrzekła gorąco, rzucając w niego kulą ognia. Zgrabnie to ominął, idąc do niej. Był coraz bliżej, cel był tak blisko. Ostateczne zwycięstwo.
            — Zamknij się, Bloom. Wróciłem jako Twoja zguba! — po czym rzucił w nią najsilniejszym z zaklęć. Zabijało. Skutecznie. Widział, jak upada. Jak jej oczy zszokowane patrzą na niego. Umierała.
            — Nie wiem jak… Wygrałyśmy z Tobą. To było zwycięstwo, nasze zwycięstw…. — nie dokończyła, oddając ostatni dech. Wysunął kły w drapieżnej minie. Zdobył to, co chciał, uzyskał to, co chciał.

            — Moja droga Bloom… To było nie-zwycięstwo, to był oddalony w czasie wyrok. — po czym odebrał jej brutalnie całą moc smoczego płomienia, podpalając ciało. Oddalił się w kierunku nowego portalu, z przyjemnością wdychając zapach palonego ciała rudowłosej. To był jej koniec. Tym razem był pewien, że odniósł prawdziwe zwycięstwo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz